Tej niedzieli słoneczko nas trochę rozpieściło. Po dwóch zimnych i niezupełnie wietrznych tygodniach wreszcie zrobiło się nieco cieplej. Dlatego Jeleniogórzanie opuścili swe domy i przybyli na Górę Szybowcową podziwiać widoki. Wśród nich znaleźli się też Rafał, Kamil, Konrad, Leszek, Ja z rodziną i Marcin z kolegą z Ukrainy.
Intuicyjne wszyscy zjechaliśmy do Jeżowa prawie jednocześnie. Ja przybyłem pierwszy, ale kiedy wrzucałem swoją Tangę w powietrze już zjeżdżali następni. Piękne słońce świeciło tak mocno, że bez okularów słonecznych nie dałoby się sterować modelem. Lekki południowy wiaterek dopełnił sielankowego obrazu niedzielnego popołudnia. Oprócz nas na stoku roiło się od paraglajciarzy,ale jakoś udało się nam z nimi dogadać.
Po mnie w powietrze wrzucił się Rafał, lecz jego Ascot będzie musiał trochę poczekać. Po kliku zakrętach ląduje i szykuje swojego elektrycznego Falcona. Wtedy na podbój przestworzy ruszył Kamil. Dzisiaj dopieścił ustawienia swojego Dingo i chciał je sprawdzić przed wyjazdem nad morze. Okazało się jednak, że i Kamil musi poczekać na lepsze warunki. Wiaterek na chwilę ucichł. Po lądowaniu Kamila w powietrze wzbił się Falcon. Z elektrownią na pokładzie Rafał mógł trochę poświrować. Zasuwał w górę i w dół, robił pętle, beczki, niskie przeloty i takie tam. Jego wyczyny podziwiała spora widownia. W trakcie lotu Falcon Rafała wzbił się na 600m. Nie wiem jak on go widział, może miał małe lunetki w oczach :). Chciał nawet uciąć „taśmę” rejsowemu 737.
Kiedy bateria w Falkonie zasygnalizowała swój koniec spadkiem obrotów silnika przyszła moja kolej. Na Tangę niestety nie mogłem jeszcze liczyć, ale do głosu został dopuszczony Corsair Leszka. Konstrukcja nieco leciwa, styropianowa, ale jeszcze nie wąchała zbytnio powietrza. Całe lata czekała w piwnicy na swoją kolej. Dopiero w tym miesiącu została ulotniona. W locie samolocik jest bardzo stateczny, choć szybki, ładnie reaguje na ruchy drążka. Latanie tym modelem to frajda.
W tym samym czasie Rafał z Marcinem próbowali swoich sił w duecie. Rafał dowiązał do swojego modelu z WWI tasiemkę, na której końcu był szybowczyk. Hol udał się i Marcin mógł zasmakować piknikowego latania. Ale kiedy tak się bawili wiaterek nieco ruszył się z miejsca i znów można było wrzucić w powietrze nieci większe ptaki. Tym razem Kamil sprawdzał swój szybowiec. Wyniki tych testów można było zaobserwować na twarzy Kamila, banan na ustach mówił wszystko.
Na swoją chwilę doczekał się też Konrad, który przyjechał przewietrzyć swoje latające skrzydełko. Teraz przestrzeń należała do niego. Skrzydło leniwie przesuwał się po niebie, dając wiele radości Konradowi i widzom. Taki model jest dobrą platformą dla kamerki pokładowej. Nieduża prędkość jest w tym przypadku zaletą.
Pod koniec dnia i Ascot doczekał się na swoją szansę. Wiaterek, który narastał przy zachodzie słońca stałe się jednak wyraźnie chłodniejszy. Mi zrobiło się zimno w ręce i postanowiłem nie wystawiać na próbę ich sprawności manualnej. Rafał jednak latał całkiem do rzeczy. Wyraźnie zadowolony skończył lot po 10 minutach.
Dzień miał się ku końcowi, kiedy żegnałem się z kolegami. Z Góry Szybowcowej zjechałem z Leszkiem. Rodzina czekała na mnie w Jeleniej Górze. Tam przepakowałem graty i tam też z nim się pożegnałem. Teraz zostało mi tylko dotrzeć do domu.
Bogusław
[galleryview id=116]
Jeden komentarz do “Ostatni piknik?”
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.
Na pewno nie ostatni w tym roku 🙂 Trzeba jeszcze zrobić modelarskiego grilla na lotnisku. A może Sylwestra?