Już od kilku dni Kotlinę Jeleniogórską tarmoszą silne wiatry. Dziś znów pogoda dała nam maksimum radochy w minimalnym czasie.
Dziś tak jak wczoraj wiatr wiał z południa. Co prawda górą wiało z południowego wschodu, ale przy ziemi wiatr obracał się tak, że na Górze Szybowcowej wiało z południa. Warunki, po raz kolejny testował Rafał, który wolny jeszcze od obowiązków mógł sobie pozwolić na wczesny przyjazd na górę. Po naładowaniu swojego radia i baterii w modelu wyruszył na spotkanie przygody. Wiatr prosto w zbocze, huraganowy i porywisty. Zakłada balast prawie do pełna i w górę.
Model na dzień dobry dostaje od wiatry kilka kopniaków, ale po chwili Ascot nie daje sobą pomiatać. Po nabraniu jako takiej prędkości odlatuje od zbocza w poszukiwaniu windy, której zresztą nie trzeba długo szukać. Dziś 200m to nie jest ani żaden problem, ani wyczyn. Model po prostu wzbija się na tą wysokość, aby za chwilę dać nura. Za świstem przecina przestrzeń przed hangarem, by po chwili zawrócić i śmigać w drugą stronę. Wiatr na dole niemiłosiernie szarpie modelem. Nawet Ascot Rafała tego dnia zamiatał ogonem. Po czwartym zawrocie model wbija się w szkwał i niemal zatrzymuje się w miejscu, więc Rafał znów udaje się do windy. W takich cyklach to trwało mniej więcej pół godziny.
Kiedy ja przyjechałem na zbocze Rafał po wylądowaniu siedział już na ławce rezerwowych. Kiedy się z nim witałem powiedział tylko „Chłopie, mam dość”. Trzeba było przyznać, że złożenie modelu przed hangarem było niemożliwe. Trzeba to było zrobić za nim, co było stosunkowo łatwe, ale przejście z modelem, radiem i aparatem przed hangar to już wyzwanie. Trzeba było naprawdę mocno wszystko trzymać i jeszcze nie dać się zdmuchnąć. Przygotowałem się do startu i moja Tanga zaopatrzona w 2 batony poszybowała do przodu. Oczywiście nie dostała taryfy ulgowej i już na początku została skopana przez szalejące po zboczu rotory. Gdy się przez nie przebiła, to już było łatwiej jej lecieć, ale ja zacząłem się zastanawiać, czy dobrze zrobiłem, że się odważyłem. Przed oczami od razu stanęły mi lądowania na zbiorniku i Ochodzitej! Masakra…
Tanga, tak samo jak Ascot, wydaje z siebie świsty i gwizdy. Lewy zakręt wywija jak szalona, choć na prawy trzeba mieć już inną metodę. Szukam jej przez cały czas. Raz się udaje, raz nie. Nie miej jednak nie latam tak blisko zbocza jak Rafał. Stres pourazowy… Po 10 minutach zaczynam podchodzić do lądowania. Pierwszy, drugi, trzeci raz, co chwila to mocniejszy szkwał uderza w nas, wytrącając mnie z równowagi. Pasuję i latam jeszcze dopóki się nie uspokoi. Wreszcie nadarza się okazja, jest jakby spokojniej. Jednak tam gdzie zawraca Tanga wiatr wcale nie słabnie i ta pruje na mnie jak szalona. Otwieram baterfly’a i nic. Model przemkną nad zboczem jak strzała. Co jest zastanawiam się przez chwilę i już wiem. Z tego napięcia nie przełączyłem fazy lotu do lądowania. Uff, całe szczęście, że to tylko nerwy. Po chwili znów próbuję, otwieram hamulec. Model mija mnie i zaczyna odchodzić od stoku. Przyciskam go więc i zamykam klapy – siedzi. O rzesz ty… ale emocje. Ja też mam dość.
Na takiej wysokości nikt z nas jeszcze nie latał… szybowcem 🙂
Po chwili Rafał decyduje się i wykonuje jeszcze jeden lot. Rzucam mu model i patrzę jak lata. Dobrze, że na mojej Tandze leży skrzynka z radiem i balastem. Raczej tego nie poderwie. Kiedy Rafał dostaje się do windy woła mnie do siebie. „Bogdan, czytaj wysokość bo powyżej setki nie piszczy” – mówi. Patrzę na wyświetlacz, a tam 478m i rośnie. Ostatecznie wskaźnik zatrzymał się na 578m. Po ustanowieniu nowego rekordu Rafał zaczyna schodzić z tej wysokości. Najpierw korek, ale to raczej jest spirala, więc zaczyna inaczej. Przemieszcza się z lewej strony zbocza na drugą opadając średnio 15m/s, by przy końcu rozpędzić Ascota do prawie 40m/s i po świrować. Po kilku zakrętach Rafał odsuwa się od zbocza i zaczyna robić beczki. Jedna, druga trzecia, potem do góry i Ascot zaczyna pionowo się wznosić. Naprawdę imponujący zapas energii. Po chwili przy lądowaniu Rafał zatrzymuje model 3m nad zboczem. Tam Ascot dostaje ostatnie lanie od wiatru, że aż balasty zagrzechotały, i spokojnie zaczął opadać na kołyszącą się trawę.
To koniec na dzisiaj. Pełni emocji dzielimy się spostrzeżeniami i rozkładamy modele. Ja wracam do pracy Rafała chyba na próbę, czy gdzieś – nieważne. Ważne, że polataliśmy i choć krótko, to całkiem nie źle.
Bogusław
[galleryview id=153]
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.