lip 122013
 

Wyjeżdżając na urlop, stwierdziłem że poszukam sobie wiatru. I tak jechałem dwa dni mijając po drodze góry, doliny, jeziora, połacie śniegu leżące 200m ode mnie, ośnieżone szczyty gór i upalne tereny nad morzem. Gdy w końcu wypatrzyłem fajne miejsce, jak się później okazało znalazłem trochę wiatru, masę mgieł i chmur oraz jeszcze więcej much. Ale wcześniej spotkałem 2 Martinów i Josefa.

Zbocza widać już wcześniej z wielu kilometrów. Wznoszą się na wysokość ponad 1400m i z daleka pasmo górskie wygląda imponująco. Z góry rozciąga się niezapomniany widok na okolice a w oddali wydać Niceę i Morze Śródziemne. Właściwa góra/klif ma długość kilku kilometrów, a jej podnóże zaczyna się na 1000m n.p.m.


Główne zbocze w całej okazałości. Tu przy drodze miało być lądowisko awaryjne !

Na górze znajduje się obserwatorium astronomiczne, mierzące między innymi odległość księżyca od ziemi no i oczywiście miejsca do latania. Z tych miejsc korzysta ponad 70ciu członków klubu, ale miejsca na latanie maja naprawdę sporo. Choć ich ulubione (i główne) zbocze znajduje sie 200m na wschód od parkingu. I właśnie tam po przyjeździe się udałem. Jak już wspomniałem spotkałem 2 Martinów ze Szwajcarii, Josefa z Austrii oraz tubylca siedzącego na krzesełku po którym chodziło wiele much. Jak się okazało, bardzo lubiły chodzić po wszystkich. Na całym płaskowyżu było widać śmierdzące ślady dużych ilości zwierząt, choć ich samych ani razu nie widziałem. Przypuszczam że to dzikie zwierzątka preferujące nocny tryb życia.


Wieża służąca do pomiaru odległości księżyca od ziemi. Promień lasera trafia w ustawione na księżycu lustro o wymiarach kartki A4 i wraca z powrotem.

Po przywitaniu się z pilotami, pierwszych wskazówek udzielił Josef. Ląduje się o tam, za górką. Na trawie. Tylko że w trawie było sporo kamieni. Pierwszy plus górki. Jest jeszcze lądowisko awaryjne – żleb porośnięty trawą, po boku dwumetrowe ścianki skalne na końcu jeszcze wyższa. Wlatuje się od zbocza z wiatrem. Hmm. No i na koniec jeszcze otrzymałem informacje, że jeśli coś nie pójdzie (np. będzie za słaby wiatr lub nie uda się wrócić nad krawędź zbocza, to kolejne lądowisko awaryjne jest tam….tak na oko 200-300m poniżej zbocza w odległości 1000-1200m. Miodzio. Gdzie indziej lądowanie z zasady się kończy rozbiciem modelu.


Gładkie i eleganckie lądowisko główne 😉

Przygotowany i przybity ta wiedzą zabrałem się do składania modeli. Pierwszy zonk był przy montażu Toxica. Okazało się, że po ostatniej kraksie na Hałdzie pęknięty mam bagnet. Nie zauważyłem tego wcześniej. No trudno – wziąłem zapasowy, ale jeden bagnet na dwa modele w takich warunkach to może być trochę mało.

Tak więc pierwszy start-balast załadowany, wiatr taki z 6-7m/s wyrzut i …. ojjj. Model ewidentnie za ciężki, nie chce lecieć. Jak witać tutejsze 7m/s nie odpowiada naszym zboczom i klifom, na których model testowałem. Jako takie awaryjne lądowanie skończyło się lekkim podrapaniem modelu. Po odbalastowaniu wyrzut i….ciężki start, ale potem bajka. Model lata pięknie i szybko. Bimba niesamowicie wysoko w czasie startowym (kto ma wiedzieć na ile, ten wie). Jestem bardzo zadowolony z ustawienia modelu i miejsca. Teraz lądowanie – po nabraniu wysokości przez model i moim wdrapaniu się na skalistą górkę, przejściu ok. 50m model ląduje bez problemu. Kolejny start, prędkość, zabawa i kolejne lądowanie.

No to przyszła pora na Respecta. Balaścik stosowny do balastu Toxica (zgodnie z wcześniejszymi krótkimi doświadczeniami i sugestiami producenta), wyrzut i ….o cholera. Wiatr siadł bardzo mocno, Respect nie był w stanie nabrać prędkości. Pierwszy zakręt serce na ramieniu. Drugi zakręt i przymiarka do awaryjnego lądowania. Niestety Respect przepadł i łupnął w skałę. No i się pofatygował. Idąc po niego ze złością byłem jak najgorszej myśli. Ale na szczęście  uszkodzenia wyglądały na takie, co uda się naprawić. Uszkodzone (rozklejone) natarcie w skrzydłach, drobne porysowania. Najgorsze było pękniecie bagnetu skrzydeł i statecznika. Bagnet statecznika – spokojnie, da się naprawić. Skrzydeł – już nie. Czyli pozostał mi jeden bagnet na trzy modele?!?!? Robiło się niebezpiecznie. Nie zmieniało to faktu, że zapowiadała się pracowita noc, a trening uległ skróceniu.

W sprawie bagnetu – pomógł mi Allan do którego napisałem. Pożyczył mi jakiś swój, który z grubsza pasował, niestety z nim jakoś tam udało mi się wcisnąć tylko 1/3 przewidzianego balastu – no trudno. Lepiej tyle, niż nie latać wcale. Allan bardzo miły człowiek – będę mu chyba dziękował za pomoc i za te zawody do końca życia 😉

Wtrącę małą uwagę odnośnie Respecta – również to pojawiało się w trakcie zawodów.  Przy słabych warunkach na takich zboczach wyrzut musi być …odpowiedni. Nawet bardzo mocny w górę gdy nie ma noszenia powoduje błyskawiczne przepadnięcie modelu. No ale gdy już model trochę nabierze prędkości… to inna bajka. Dwa razy miałem taki problem przy rzutach Allana i Philippe. Przy tum drugim już byłem gotów na niespodzianki. Model przepada podobnie jak w locie Leszka na żwirowni w zeszłym roku.

Caussols – dzień 1

Po pracowitej i słabo przespanej nocy udałem się na zbocze. W Respekcie zostały drobiazgi do ustawienia – zera i wychylenia serw. No i sprawdzenie i przymiarka bagnetu od Allana. Jadąc na zbocze słoneczko radośnie świeciło i wiał lekki wiaterek.

Na przywitanie czekał na nas bufet z kawą, herbatą, sokiem, croisantami oraz ciasteczkami z lokalnej piekarni. Po rejestracji udaliśmy się w krzaki w których każdy znalazł stanowisko jako tako chroniące od słońca. Organizatorzy znając to zbocze, określili minimalny wiatr przy jakim odbywać się będą loty na 4m/s, odchyłkę maksymalna na 40 stopni i że ich aparatura na to pozwalała – średni pomiar wiatr w czasie całego lotu nie może być mniejszy niż 4m/s. W przeciwnym razie lotny start. Sędzie główny określa czy model spełnił wymóg lotnego startu i tylko on może wypuścić model do dalszego lotu. Zawodnik nie ma prawa decyzji.


Modele czekające na swoją kolej

Po około godzinnym oczekiwani na odpowiedni wiatr, wreszcie rozpoczyna się kolejka. Modele śmigają, choć uzyskiwane czasy są powyżej 50 sekund. Gdy zbliżała się moja kolej, okazało się ze Respect jeszcze wymaga wymiany serwa bo machał klapą jak pszczółka. Więc ochoczo zabrałem Toxica. W pobliżu widać było zbliżająca się chmurę. Wyrzucał Allan, choć kręcił głową, że trochę ciężki. Po wyrzucie model radośnie zaczął nabierać wysokości. Gdy wystartowałem szedł jak burza, oczywiście do czasu – ominięcia bazy. Jednak jako że miałem dużą prędkość, model szybko wykonał przewrót 270stopni i gnał dalej. Po przekroczeniu linii mety okazało się, że jako pierwszy uzyskałem czas poniżej 50sek. Po mnie leciał Reto i jako, że jego lot był bezbłędny, miał czas poniżej 48 sek. Ale mój wynik i tak był niezły.


Po wylądowaniu – cały zawodnik i cały model. W tyle widać zbliżającą się chmurę.

Gdy do zakończenia kolejki pozostało 4 zawodników, nadeszła chmura.  Christian wylądował, Axel lądował awaryjnie w żlebie lekko uszkadzając skrzydło i loty zostały wstrzymane. Po 20 min zaczęło się wypogadzać, ale rozgorzała dyskusja, czy kończyć kolejkę, czy ją anulować. Jako że mój wynik był niezły…to wiedziałem (znając mojego pecha na zawodach) jak to się skończy – kolejka została anulowana. Chwile później nadeszła jeszcze większa chmura i po godzinie oczekiwania, przenieśliśmy się na zbocze oddalone o około 800m. Wyglądało groźnie – ale o niej będzie w kolejnej relacji. Po przedłużających się przygotowaniach wystartował Nikolaus. Ale wiatr był tak słaby ze po 15 minutach model, dzięki pomocy miejscowych pilotów, jakoś wrócił z daaalekiej podroży i szczęśliwie wylądował. Ze względu na zły wiatr zawody tego dnia zostały zakończone.


I jeszcze rzut oka na najbliższe lądowisko awaryjne 😉

A żeby bardziej Was zaciekawić – oto link do zdjęć Tomasa:
Galeria zdjęć Tomasa Winklera z zawodów w Caussols

[galleryview id=179]

Caussols – dzień 2

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.