Skoro pierwszy dzień był nieudany….to trzeba wieczorem się pomodlić o właściwy wiatr i właściwą pogodę, a rano udać się z dobrą nadzieją na stok. I tak też się stało 😉
Caussols – dzień 2
Zgodnie z popołudniowymi ustaleniami, od razu z parkingu udaliśmy się na to samo zbocze, na którym zakończyliśmy poprzedni dzień. Góra jak dla mnie złowrogo wyglądająca, skalista i nie dająca żadnych szans w przypadku pomyłki. Zbocze jest wygięte w półksiężyc, z lewej strony skała, przed którą ustawiona jest baza. Z prawej na szczęście skała jest mniejsza, a baza stoi prawie na jej końcu. Na zboczu nie będzie szans na bimbanie bo po prostu nie ma na nie miejsca. Loty raczej będą odbywały się kilka metrów od krawędzi – choć dwóch gagatków latało bliżej. Co nie znaczy, że szczęśliwie.
Widok z góry na nasze zbocze. I kilka innych.
Jak pisałem zbocze wyglądało złowrogo – i zebrało słoną dzianinę od modelarzy tego dnia. Przy zboczu nie było żadnego lądowiska awaryjnego. Jedynie miejsce to lądowisko główne, do którego trzeba się wdrapywać (prawie dosłownie) kilka metrów w górę z centralnego punktu zbocza. Model musi wzbić się na co najmniej 20m ponad zbocze, żeby udało się bezstresowo wylądować. Dla wielu nie było to takie proste nie ze względu na umiejętności, tylko na warunki.
Kolejka rozpoczyna się po dłuższym oczekiwaniu na wiatr. Wcześniej Tomas modelem z napędem, lata sobie i przy okazji sprawdza jakie warunki panują na zboczu. Wszyscy patrzą z zazdrością, bo palce świerzbią do latania. Kolejne zbocze i kolejny dzień, czyli znów następuje rotacja miejsc. Wcale mi się to nie podoba, bo wychodzi na to, że będę leciał jako drugi. Trochę mnie to martwi, bo ni jak nie czuje baz i nie mogę znaleźć sobie żadnego punktu odniesienia. No mówi się trudno, Respect czeka gotowy do startu i ja też.
Alan wyrzuca mój model
No i pierwszy lot to totalna moja porażka. Wyszedł brak doświadczenia, komunikacji i kilku innych rzeczy. Lot zaczął się około południa. Po wyrzucie Allana model spadł mi na -8m. Potem jako tako go wywindowałem na +4 (haha) i nastąpił start. Lot zacząłem od kierownikowego poprawiania nie tej bazy, którą powinienem. Zanim zrozumiałem natłok komunikatów francuskich, niemieckich i angielskich, to ta bazę sobie już popoprawiałem całkiem sporo razy 😉 Potem pozostały nerwy i nadrabianie czasu prędkością Respecta po moich pomyłkach. Tak na oko to jeszcze z 4-5 razy nie trafiłem w bazę i musiałem to korygować. Czas okropny. Miejsce…jak się okazało nie ostatnie, a to tylko dlatego, że Therry łupnął swym modelem o skałę. Latał bardzo agresywnie i robił nawrót pomiędzy baza a skałą, a tam było może ze 3m miejsca. Jeszcze Christan, który miał reflight i czekał, aż wyląduje Joel, który z kolei miał z tym problemy. I stanęło na tym, że Joel jakoś wylądował, a Christianowi skończyło się noszenie i po długiej walce uszkodził model lądując daleko przy drodze obok domu. Joel jeszcze kilka razy tam się znalazł i w końcu rozbił swój model. Również w dalekiej podnóży był Axel, ale dzięki pomocy kolegów, złapał termikę nad drogą (!!!) i wylądował na lądowisku głównym. Po lądowaniu był w szoku. Jak mówił, praktycznie nigdy wcześniej w termice nie latał. Pierwsza kolejka trwała 1,5 godziny co świadczy o niestabilności warunków na zboczu.
Dwa modele w niebezpieczeństwie
Kolejna kolejka zaczęła się i już trochę wizualnie nauczyłem się zbocza. Była godzina 13:30 gdy startowałem. Model wyrzucał Reto i start nastąpił z 15m. Tym razem po starcie znów brak doświadczenia w lataniu za granica się ujawnił. Jak się okazało komendę „You are in” zinterpretowałem jako wlecenie w baze A i od razu zacząłem lot. A to oznaczało że przekroczyłem baze A w czasie startowym. Ot taki drobiazg. Po starcie znów nerwy dały znać o sobie i ominąłem dwie bazy. Ale jak widać po czasach kolegów obok mnie, warunki nie były sprzyjające, ale Respect spisał się wyśmienicie. Mimo dwóch błędów uzyskałem czas lepszy, niż Reto który leciał po mnie. Czyli Respect ma potencjał. I trzeba to wykorzystać. Na razie znów tylko 21 czas – i bardzo kiepsko 🙁
Po dwóch kolejkach, analizując moje loty i to, co się działo na zboczu, dochodzę do wniosku, że na zagraniczne zawody warto jeździć w co najmniej dwie osoby. Mimo, że człowiek przestawiony jest na komunikację w języku obcym, w ferworze walki jednak do mózgu najpierw dotrą ostrzeżenia w języku polskim. Jak również w sytuacjach problemów i kłopotów na zboczu, głos kolegi może pomóc w bezpiecznym wyprowadzeniu modelu. Na tych zawodach w uprzywilejowanej sytuacji były osoby mówiące po francusku. Prawie wszyscy, dzięki pomocy kolegów z Francji, wrócili z dalekich podróży swoimi modelami.
Po dwóch kolejkach nastąpiło przesunięcie zawodników i mój następny lot rozpoczął się około 15:40! Model wyrzucał Reto i start nastąpił z ok 18m. To był chyba najlepszy mój lot w konkursie praktycznie bez większych błędów. I w końcu 3 czas kolejki.
Respect 😉
W czasie tej kolejki nastąpiła spektakularna katastrofa. W pewnym momencie na zbocze nadeszła chmura. W powietrzu były dwa modele. Jeden w miarę szybko wylądował, a Martin nie wiedzieć czemu krążył i w końcu jego model zniknął całkowicie w chmurze. Sytuacja zrobiła się groźna, wszyscy nagle wstali i nerwowo wpatrywali się w niebo i nasłuchiwali. Jeden z francuzów porwał stolik sędziowski i z nim biegał po lądowisku. Po minucie niepewności około 20 m od obozu usłyszałem świst modelu. Po odwróceniu wzroku widziałem tylko przez ułamek sekundy jak model wbił się pionowo w skałę. Allan jako organizator, pognał w tamtym kierunku i on jako pierwszy dotarł do modelu. Minę miał nie ciekawą. Martin również. Przykra i smutna strata.
Model Martina po zaginięciu we mgle ;(
W kolejnej kolejce wiatr zaczął płatać psikusy i to pojawiał się, to znikał i zaczął momentami mocno odchylać się na zachód. Do lotu wystartowałem przed 17tą. Model rzucał mi Philippe i to był słaby wyrzut. Niestety dodatkowo trafiłem na beznadziejne warunki. Po wyrzucie dałem radę wznieść się jedynie na 4m. Potem lot i model w ogóle nie chciał lecieć w stronę bazy B. Na szczęście reflight. Udało mi się wdrapać na 16m i start. Warunki były minimalnie lepsze, ale dalej model nie leciał w stronę bazy B. No nic – 16ty czas. Więcej się nie dało. Trochę mam złości w sobie, bo Alex przede mną wylatał super termikę.
I nadjeszła mgła – loty wstrzymane
Kolejka czwarta w końcu się zakończyła, piąta się rozpoczęła, ale od razu została przerwana – odchyłka wiatru był zbyt duża. Czyli pora do hotelu i jazda na bankiet.
Bankiet
Bankiet rozpoczął się o 20 w meksykańskiej knajpce kilka kilometrów od mojego hotelu. Bawiliśmy się przednie do północy, potem wszyscy rozjechali się do hoteli i domów tylko dlatego, że knajpka była już zamykana.
Do dyspozycji zmęczonych lataczy było dostępne piwo, wino różowe i czerwone, oczywiście woda, i rożnego rodzaju zagryzki. Bankiet rozpoczął się od startera, którym była pyszna sałatka z rybną nutą. Jako główne danie było do wyboru – tortilla Jumbo, lokalna ryba lub jakiś lokalny specjał – takie dobrze doprawione mielone w pomidorach, pieczarkach, bakłażanach. Po obiedzie wszyscy już byli najedzeni po dziurki w nosie, więc zaczęły się zabawy, kto zrobi lepiej lub śmieszniej latający samolot. No i w sali zaczęły dziać się cuda. W międzyczasie na stole pojawiły się pyszne desery.
A potem wszyscy udali się na spoczynek, żeby nabrać sił przed ostatnim dniem zawodów.
Jurek
[galleryview id=180]
4 komentarze do “Igrzyska czas zacząć”
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.
[…] Ein weiterer BLOG von Jurek in polnsich hier… […]
f3f.ch/?p=471
Dzieki chłopaki! Ale nie użalam sie nad sobą. Tak jak Piotr napisał – zbieram punkty doświadczenia. Poczekajcie na 3 część relacji – tam będą moje wnioski i przemyślenia – mniej lub bardziej mądre czy trafne 😉
Gratuluję urlopu i odważnych decyzji,tylko tak można zdobywać kolejne doświadczenia,a płacz nad rozlanym mlekiem do niczego nie prowadzi.Brawo Jurek !
Świetna relacja i dobry wynik punktowy tak trzymać w niedziele trening 😉