Dziś w czasie lotów na zachodnim stoku Góry Szybowcowej mieliśmy niezwykłe odwiedziny. Było wietrznie, deszczowo, słonecznie i rozmownie.
Kiedy rano jechałem do pracy wiedziałem już, że dzisiaj będzie można przewietrzyć swoje modele i przypomnieć sobie, jak się rusza drążkami. Dziesięć dniu opałów zrobiło swoje, tęsknota do latania była bardzo duża. W bagażniku moja zielona Tanga czekała już na ten dzień od dawna. Dawno nią nie latałem, więc postanowiłem przypomnieć sobie, jaka jest różnica między nią i Ascotem.
Kiedy po pracy wjechałem na górkę Marcin z Rafałem właśnie mieli przerwę w lataniu. W zasadzie przerwę to miał Rafał, bo Marcin, ku mojemu rozczarowaniu musiał zakończyć loty. Wezwały go obowiązki. Rafał latał od godziny na zakręcie, ale teraz wiatr się nieco obrócił do zachodu, więc więcej się tam nie dało latać i dwa razy podnosił model z pobliskiej trawki.
Ja zacząłem rozkładać się na zachodnim i jak tylko byłem gotowy wypuściłem Tangę w powietrze. Jakie to fajne uczucie, móc znowu „usiąść za sterami” swojego modelu. Normalnie rozkoszowałem się każdą sekundą lotu. Choć warunki nie były już takie, jakie przed godziną miał Rafał, to i tak miałem ogromną frajdę z latania.
Tanga w pełnym słońcu
Wiatr zrobił się nijaki. Mimo swojej prędkości, która oscylowała między 4 a 5 metrów, powietrze było bardzo dziurawe i mocno poszarpane wąską termiką. Po chwili dołącza do mnie Rafał, gdyż na zakręcie latać się już nie dało. Może jeszcze ty polatam – powiedział. Po chwili zamieniamy sie miejscami. Ja podziwiam jego Dingo i robię zdjęcia, a Rafał cieszy się lataniem. Oby dwaj jesteśmy zadowoleni z tego, że latamy. Po chwili znów zamiana i tak dalej.
W pewnej chwili, kiedy ja latałem swoja Tangą nad Jeżowem Sudeckim, Rafał mówi, że idzie jakiś trzech gości. Idę do auta – powiedział. Kiedy podchodzą bliżej okazują zainteresowanie i pytają:
– To laminat?
– Tak – odpowiedam.- Węglowy? – pyta drugi.
– Tak – odpowiadam i po chili dodaję – Widzę, że znacie się na rzeczy, skąd jesteście? (śmiech).
podkręcam atmosferę i mówię
– No przecież widzę, że jesteście z branży to mówcie!
– Piloci – usłyszałem w odpowiedzi – Tu kolega jest z „Żelaznego”.
– Ale fajnie – i krzyczę – Rafał, „Żelazny” przyjechał. (śmiech)
Po chwili ląduję, bo warunki trochę przygasły i latałem od dłuższej chwili na poziomie wzroku. Zaczynamy rozmawiać. Otóż odwiedził nas Tadeusz Kołaszewski ze swoimi kolegami: Jurkiem Stawiszyńskim i Jarkiem Rybackim. Przebywają oni na obozie kondycyjnym w okolicy i postanowili w wolnej chwili pozwiedzać miejsca związane z lotnictwem. Rozmawiamy o Zakładach szybowcowych w Jeżowie Sudeckim, o Zlocie oldtimerów na Górze Szybowcowej, o kolegach, którzy już odeszli i o tych, których razem znamy. Rozmawiamy przeszło godzinę. Latanie jakoś zeszło na drugi plan. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i żegnają się z nami. Na koniec pytają o najbliższe zawody, może nas odwiedzą w tym czasie, kto wie.
Od lewej: Tadeusz, Jerzy, Bogusław, Jarosław i Rafał
Kiedy zostaliśmy sami postanowiliśmy wykonać po jeszcze jednym locie. Nie wiał jakoś specjalnie mocno, a na horyzoncie widać było zbliżające się opady. Chmury ciągnęły się do samej ziemi. Lecz kiedy moja Tanga opuszcza moje ręce, dzieje się z nią coś nieprawdopodobnego. Po prostu zaczyn się wznosić tuż nad moja głową. Im bardziej do przodu, tym szybciej do góry. Rafał nie może się nadziwić po kilkudziesięciu sekundach model jest już bardzo wysoko. Latam bezpośrednio nad głową i czekam, aż Rafał wyciągnie schowany już aparat z auta. Kiedy jest gotowy zaczynam ze świstem schodzić na dół. Ale jazda! Termika na cały zboczu! Model odbija się jak piłeczka pingpongowa, potem jedna beczka zawrót, wznoszenie i znów beczka! Ależ emocje! Po chwili model znów jest na 100 i znów to samo. Ląduję i pozwalam Rafałowi skosztować kawałek tego tortu.
Kiedy Rafał startuje dzieje się dokładnie to samo. Model unosi się jak za pociągnięciem magicznej różdżki. Po kilkunastu sekundach jest w tym samym miejscu, co ja 5 minut temu. Rafał pikuje tak szybko, że mój aparat nie nadąża z autofocusem. Znów są wznoszenia, pikowania i mocne zakrętasy i cała seria akrobacji. Rafał to uwielbia! Kiedy ląduje wyciągamy z bagażnika latawce. To też może być świetna zabawa, zwłaszcza dla moich dzieci, które też zaczynają się interesować lataniem. Te biedronkowe latawce nawet daja radę, polecamy.
Bogusław
[galleryview id=185]
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.