Dzisiaj, pierwszy raz od dłuższego czasu był jeden z tych nielicznych dni, kiedy powiał zachodni wiatr z odpowiednia siłą i kierunkiem umożliwiającym loty na zboczu w Sosnówce. Jednak rano nie wiedziałem, że spotkają się tam dwa Respecty, Stinger i Ascot. Można powiedzieć Leszkowo – Vackowe popołudnie…
Pierwszy do Sosnówki przyjechał Rafał. Zawiadomił wszystkich zainteresowanych o warunkach panujących na zboczu i latał sam przeszło godzinę, do mojego przyjazdu. Kiedy powoli podchodziłem pod górę, Rafał zasuwał już swoim Respectem, jak trzeba. Wreszcie mógł zrobić przerwę na zmianę ustawień. Szybko poskładałem swojego Ascota, sprawdziłem czy wszystko chodzi i startuję. Wiatr rzeczywiście wieje prosto w zbocze, choć lewy zakręt jest trudny. Powietrze jest „dziurawe’, a po zboczu biegają „koziołki”. Mimo to lata się fajnie. Termika jest słaba, słońce nie zdołało nagrzać zimnych północnych mas powietrza. Czasami jest tak że wieje, lecz model nie odbija na zakręcie. Ale z drugiej strony wiatr w zakręcie potrafił też dogiąć model do do zbocza, jednym słowem trzeba być czujnym jak ważka.
Latamy na zmianę. Rafał sprawdza, jak model zachowuje się z różną ilością balastu. Po godzinie dowiadujemy się, że dojedzie do nas Jurek i Kamil. Szczerze mówiąc w Kamila nie wierzyłem, bo kilka razy obiecywał przyjazd na górę, lecz zawsze praca go pokonywała. Tym razem jednak stawił się i latając patrzymy jak mozolnie wspina się pod górę.
Muszę powiedzieć, że z przyjemnością patrzyłem, jak latał Respect Rafała. Wydawał się szybszy, i bardzo ładnie rozpędzał się na w zakrętach. Sama przyjemność. Po dłuższej chwili Kamil dociera na szczyt, składa Singera i melduje gotowość do lotu. Teraz jego kolej poszaleć. Stinger dobrze lata na tym zboczu. Choć wiatr nieco odkręcił się do południa jego model jakby tego nie zauważał. Stinger ładnie wybiera zakręty, choć też ma momenty zastanowienia. Kiedy na podejściu pojawił się Jurek wiatr powoli zaczyna słabnąć. Patrzymy z góry, jak Jurek patrzy z dołu, co wyprawiają nasze modele. Głośnym „Dawaj na górę” dopingujemy go do szybszego wejścia na górę.
Dwa Respecty, to samo inaczej
Kiedy już wszyscy byliśmy razem wreszcie miałem okazję porównać dwa Respecty, z kadłubem Leszka Durczaka i z kadłubem Krzyśka Borka. Kadłub Leszka jest w przekroju owalny, z nieco krótszym noskiem. Nosek jest stosunkowo długi tak, że trzeba nauczyć się chwytać model, aby nie zrzucić noska modelu przy starcie. Wydaje mi się, że nawet wtedy przyklejenie noska taśmą będzie dobrym rozwiązaniem. Jurek jednak chwyta kadłub pod skrzydłem, a tam nie ma dużo miejsca na uchwyt. Kadłub Krzyśka jest o przekroju trójkątnym, ma dłuższy nos, a co za tym idzie łatwiej jest go uchwycić. Poza tym pod skrzydłem Krzysztof wykonał specjalny „uchwyt”, który umożliwia dobre, bezpoślizgowe trzymanie modelu pod skrzydłem. Naprawdę trudno się zdecydować. Zarówno w jednym jak i w drugim kadłubie jest dużo miejsca na elektronikę. Sam nie wiem, który bym wybrał.
Kiedy było nas już czterech, Jurek postanowił nam zademonstrować, co jego model potrafi. Star miał wyraźnie ciężki, masę modelu można było szybko ocenić po katach natarcia w pierwszych sekundach lotu. Niemniej po chwili, kiedy model nabrał jako takiej prędkości, rozpoczynał gładki lot. Jego Respect ważył nieodpowiednio do warunków. Prawie kilogram balastu przy kilku metrach na sekundę zastanawia, a jednak model leci i to całkiem szybko.
Respect na tle zbiornika, do którego tutaj bardzo daleko.
Postanowiliśmy więc to sprawdzić.Wyznaczyliśmy sobie bramki i zaczęliśmy mierzyć czasy. Jurek, po zawodach we Francji, wyraźnie przelatywał każdą z bramek. Widać syndrom „niedolotu” jeszcze się w nim błąkał, jednak mogło to też wynikać z nieznajomości góry, na której był pierwszy raz. Kamil zresztą na tym stoku też był po raz pierwszy, jednak w przeciwieństwie do Jurka, latał już w Sosnówce na zboczu WSW. Powinniśmy nawet się na nie przenieść, bo wiatr zmienił kierunek, jednak szkoda było nam czasu. Wiatr bowiem zaczął słabnąć, by ostatecznie zdechnąć w naszej 6 rundzie.
Na uwagę zasługuje fakt, że ostatniej rundzie, kiedy wiatr dogorywał, Jurek wypuścił w pełni zabalastowany model. Co prawda nie ukończył tej rundy, jednak patrzenie na Respecta, który wozi bagaż w zupełnej ciszy robi duże wrażenie. Wyniki należy traktować zupełnie na luzie. Latanie na stoper potraktowaliśmy jako zabawę, wyznaczając sobie bazy jako jedyne kryterium, którego przestrzegamy. Jednak to jeden z tych nielicznych dni, kiedy na stoku mierzyliśmy czasy.
Pakujemy się przy zupełnym bezruchu powietrza, rozmawiamy o naszych modelach i miło spędzonym dniu. Kiedy zaczynamy schodzić, z za chmur zaczyna wyglądać słońce, a wiatr przypomniał sobie o naszej górce. Jednak wszyscy już popakowani decydują, że czas wracać. Ja też schodzę, choć żal opuszczać zbocze, kiedy drzewa się gną.
Bogusław
[galleryview id=188]
7 komentarzy do “Sosnówkowe popołudnie”
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.
A ja tam jestem zadowolony stinger zapyla aż miło i robi takie czasy że chronometrażysta nie nadąża klikać baz czego efektem jest 3 sekundy karne w wyniku 😉 Widzę za to że zadanie domowe odrobił Jurek bo jego Respect nabrał jeszcze jadu od ostatniego spotkania i lata jeszcze szybciej . Nie na darmo mówią trening czyni mistrza .
Jurku – zabawa, zabawa, i jeszcze raz zabawa. I fajnie, że przyjechałeś…
No kto mi zaliczył 0 za latanie całkowicie bez wiatru?!?
Zalatywalem za daleko? Bo mi nie pipkaiście. Czyli latalem najszybciej 🙂
A chwytam pod kadlubem bo jeszcze cwicze rzuty za nos.
I niepotrzebnie przyjezdzalem bo teraz Rafał jest smutny.
Ale miałem stres, gdy jedna lotka w locie przestała działać…
Było wesoło 🙂
To było całkiem fajne popołudnie, choć ta góra potrafi lepiej pracować…
Ona spała 😉
Spała nie spała, ale na 42, 43 zalatałem 🙂