sie 252013
 

Przez tydzień może wiele się zdarzyć. Przez tydzień można zobaczyć wiele górek, na których można polatać 😉

Z Gdańska do Warszawy lub odwrotnie jest stosunkowo niedaleko. No może dalej niż z Gdańska do Wrocławia, ale droga lepsza.

Jako że w zeszły weekend, w czasie pobytu w Warszawie, trochę prace się opóźniły, więc stwierdziłem, że odwiedzę Trójmiejską rodzinę. I tą biologiczną i tą zboczoną. Jak się później okazało decyzja była bardzo trafna. Z Warszawy wyjechałem chyba koło południa, a już po 16tej mój Respect pruł powietrze przy żwirowni. Na miejscu czekali rozbimbani Damian i Antek, spokojny Krzysztof, stateczni Kierownik i Piotr oraz energetyczny Waldemar i dwie urocze niewiasty, niestety zajęte. Jadąc miałem nadzieje, że będą bramki i sobie polatam, ale jakoś tym razem się nie udało. Za to z zapowiedzi ze „słynnej” strony wynikało, że może w niedziele się coś uda ustawić. Tylko ta słynna pomoc w porządkach na zboczu gdzieś tam sobie kołatała w głowie.

Od razu po starcie Kierownik zaczął mi ględzić niesamowicie nad uchem i wręcz pohukiwał na mnie. W sumie nie było się czemu dziwić. Ostatnie moje loty poświęciłem na regulacje modelu, a czasami to nie szło w parze z prawidłowymi nawykami w locie. Tak więc żeby mi nie suszył głowy za plecami, udawałem że latam zgodnie z jego (co by nie patrzeć dobrymi) wskazówkami. Oczywiście ględzenie generowało coraz większy wiatr 😉 Który dochodził czasami do 14m/s.


Ogień

Respect latał bardzo fajnie a propozycje Kierownictwa były nader korzystne na dalsze zachowania pilota i modelu. Niestety później przyszła pora na Toxica, który okazał sie bardzo rozbrykany i po koszeniu trawy zaczął sprawdzać czy w piachu żyją krety. Jak się okazało kretów nie było, a jedynie chochliki, co palą instalacje elektryczne w modelu. Istne paskudztwo.

Skoro Toxic był niechętny, to dalej męczyłem Respecta. I tak do końca elektronów w pakiecie. Na koniec wprowadziłem kila ustawień, które znacząco wpłynęły na chęć modelu do pokonywania zakrętów. Wyładowanie sie pakietu było oznaką, że trzeba pojechać, spotkać sie z rodziną, zjeść nocna porą grila, racząc się winem i jakimiś białymi napojami. No i tak do trzeciej w nocy się odreagowywało Żwirownie  pod gwiazdami.

Rano jak wstałem, zjadłem pyszne śniadanko i naprawiłam skrzydło Toxica, sprawdziłem, czy się sprawuje dzielnie w powietrzu, korzystając z usług kadłuba elektrycznego. Później trochę się pobyczyłem, pokąpałem się w fajnym jeziorku i około 14 tej wyjechałem na Żwirownie.

Jadąc trochę się martwiłem, że będzie dużo pilotów, bramki i takie tam inne szaleństwa. A po przyjeździe zastałem jedynie Kierownika, Piotra i przecudowną niewiastę. Jak się okazuje niechęć do pomocy w przygotowaniu zbocza do latania (wśród części trójmiejskich pilotów), jest bardzo silna. No nic – prawdziwi dżentelmeni już wymierają, dobrze że chociaż dwóch tam mają. Z drugiej strony brak innych pilotów wcale mi nie przeszkadzał. Żwirownia była moja, szczególnie, że Piotr po dobrym lataniu, siedział wygodnie na fotelu jak po dobrym obiedzie i nawet już mu sie nie chciało aparatury podnosić 😉 Na szczęście Kierownik zgadzał się na moje prośby i od czasu do czasu startował, dzięki czemu mogłem odsapnąć. A było po czym.


Dwóch prawdziwych dżentelmenów i ponadmiejscowy rozbójnik

Respect był naładowany do pełna, wiatr wiał jak szalony, a model chodził jak rakieta. O niebo lepiej niż dnia poprzedniego, gdy zaczynał loty. Tylko pilot nie nadążał machać drągami za modelem. Już nie pamiętam kiedy mi się tak cudownie latało. Prawdopodobnie było to wiosną, na klifie w Jeziorsku. To popołudnie mogę określić jednym słowem – REWELACJA i modelarska, i towarzyska! O 17tej model był już z rozładowanym pakietem. A ta Faleza Kierownika to, kurcze, niezłe ziółko! Lata lepiej niż wygląda 😉

Wsiadłem w auto i pojechałem do stolicy. Jechałem, jechałem, jechałem, jechałem, itd. Około 1 w nocy juz dojechałem. Koniec długiego weekendu …paskudztwo.

W międzyczasie był jakiś koncercik na niejakim Stadionie Narodowym.


Międzyczas

Po powrocie do Wrocławia , w sobotę udałem się lekkie spacerki górskie w okolicach Świeradowa. Oczywiście wspominając cały czas kawalerski stan Rafała, który oddalał sie od niego i oddalał, aż pozostał wspomnieniem 😉 Wracając zajechałem do Ruska, z nadzieją, że polatam na kopalni, ale wiatru nie było, więc jedynie zlustrowałem zbocze.

A niedziela….a niedziela to było odkrywanie nowych miejsc na wschodni wiaterek. Jako że jestem podatny na podpuszczenia, to zostałem podpuszczony na przetestowanie zbiornika w Mietkowie. Zbiornik jak zbiornik. Wał jak wał -14m wysokości, latarnie co 200m, siatki brak. W razie czego model można wyłowić w kilkanaście minut, a nie po roku 😉 Miejsce do lądowania też bardzo przyjazne. I do organizacji zawodów również. Ale najlepiej wiosną i jesienią.


Mietków

Nie było więc na co czekać. Respect gotowy i rachu ciachu jazda. Wiaterek był około 7-8m/s, jednak na pierwszy lot Respect poleciał na pusto (czyli u mnie to oznacza 500g). Podskakiwała jak piłeczka i widać, że brakowało mu balastu. Potem wiaterek lekko zelżał i model latał jak szalony, a później warun siadł, więc wylądowałem. I od razu zadzwoniłem do Kamila i Darka, którzy mieli ochotę na latanko i do Andrzeja. Niestety Kamil i Darek byli za daleko i nie dojechali, a Andrzej się w końcu pozbierał. Dojechał jak ćwiczyłem Toxica. Na początku na pustaka (czyli na pustaka). Model lata…rewelacyjnie. Bardzo go lubię. Jak się okazało naprawa elektryki nie wpłynęła negatywnie na wartości lotne modelu 😉 Oczywiście jak Andrzej dojeżdżał to wiatr ucichł i musiałem lądować. Potem lataliśmy na zmianę Stinger-Toxic. Na pusto i z balastem. Z naszych obserwacji wynika, że zbocze jest bardzo fajne i nadaje sie do latania, chociaż noszenie jest przy samej krawędzi. Bardzo silnie na warunki wplywa termika. No i w upalne dni może być sporo ludzi. Tak więc ostatecznie podjęliśmy jednogłośna decyzję o przydatności zbocza do działalności modelarskiej, ze wskazaniem na okres jesień-wiosna z pominięciem lata (jeśli chodzi np. o hipotetyczne organizacje zawodów czy treningów z zegarem). Do lotów zabawowych jak najbardziej można je eksploatować poprzez cały rok.


Z tej perspektywy Andrzej taki malutki jest

Później wiatr trochę siadł o odkręcił sie w stronę północy. To udaliśmy sie na rekonesans kolejnego zbocza obok Ruska. Słynnego 20-30m klifu na kierunek SW i zbocza na kierunek NE-E. Wchodząc spotkaliśmy pakującego modele kolejnego Andrzeja. Po rekonesansie wnioski sa następujące – klif po małych pracach „estetycznych” będzie rewelacyjnym miejscem. Zbocze-takie sobie. Musi zdrowo wiać, musi być termika i nie wiadomo jak wykosić te trawska 😉 Mietków, kopalnia i „klasyczne” Rusko wydają sie opcjami lepszymi.

Po rekonesansie wyskoczyliśmy na „klasyczne” Rusko zakończyć dzień kilkoma lotami. Zbocze wschodnie wymaga pewnych prac „porządkowych” i wiatru od 4-5m/s – i będzie sie tam latało bardzo przyjemnie. Ja zalatałem Respectem przy słabych warunkach, a potem pozostawiłem samego Andrzeja ze Stingerem i trochę lepszymi warunkami.

Ogólnie tydzień był bardzo owocny modelarsko dla mnie. Jak i bardzo odkrywczy 😉

No to do zobaczenia na górkach!

Jurek

  Jeden komentarz do “Tydzień kilku zboczy”

  1. RE-WE-LA-CJA!! 🙂

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.