Dziś wiatr obraca się mocno do północy. Kiedy rano przyjeżdżam do Ruska wiatr wieje z odchyłką około 20 stopni w prawo, ale po chwili dzwoni Jurek – „Na kopalni jest 'fan’…”.
Kiedy zjeżdżam z hałdy u podnóża góry czekali już zawodnicy. Wszyscy ruszają za mną w stronę Mikoszowej. Po drodze przechwytujemy jeszcze Tomka Koseckiego i wszyscy razem docieramy na miejsce. „Gdzie tu się lata?” padają pytania, kiedy przed nami nie ma w zasadzie żadnej góry. Lata się tam, a ląduje tu i pokazuję na metrowego garba za polem. Tam??? – słyszę w odpowiedzi. Jednak gdy każdy podchodził do krawędzi to zaraz było słuchać „O kurde! A da się wylądować?”. Jednak my wszystko mamy już przetrenowane.
Po rozłożeniu baz robię krótka odprawę. Ponieważ kolejkę rozpoczyna Tomek Kosecki, a on w tym miejscu jeszcze nie latał ustalamy, że start z dwoma nawrotami bez sygnalizacji baz i potem z demonstracją bezpiecznego lądowania wykona Jurek. Po 10 minutach zaczynamy start. Choć Tomek jest pełen obaw pierwszy lot, choć asekuracyjny, przebiega bez żadnych problemów. Teraz będzie już znacznie łatwiej.
Pogoda znacznie się poprawiła w porównaniu do poranka. Przez całą drogę do Ruska towarzyszył nam deszcz, a teraz wyszło słońce i temperatura przekroczyła 16C. Wiaterek waha się między 5 a 8 metrów i ma niewielką lewą odchyłkę. Na kopalni lata się bez problemu chyba, że wiatr obraca się bardziej do lewa. Wtedy prawy zakręt jest naprawdę trudny i wykonany niewłaściwie potrafi zepsuć świetny lot.
Lądowanie jest natomiast bardzo łatwe. Po zakończeniu biegu jedyna trudność polega na zejściu z 1,5 metrowej skarpy, na której jest stanowisko startowe i przejściu do lądowiska około 60 metrów brzegiem pola buraków. Natomiast samo lądowisko wyglądało jak wielkie lotnisko, bez turbulencji i sensacji. Tylko czasami, kiedy lot odbywał się przed, albo po termice nabranie wysokości, aby przeskoczyć przez nasyp wymagało kilku nawrotów więcej.
Najmłodszy zawodnik – Antek Kania szykuje się do lotu.
W czasie zawodów wyniki są wprowadzane na bieżąco. Każdy, kto posiada telefon z dostępem do internetu mógł śledzić wyniki swoje i swoich konkurentów. Takie rozwiązanie zastosowaliśmy po raz pierwszy i chyba wypadło bardzo dobrze, bo zawodnicy sami ponaglali mnie do wprowadzania wyników zaraz po ukończeniu rundy, oraz kontrolowali poprawność wprowadzenia danych od razu. Całość wypadała bardzo sprawnie.
W dniu dzisiejszym oblataliśmy kolejnych 8 rund. Największym pechowcem dnia dzisiejszego był Tomek Kosecki, który w 11 rundzie uszkodził swojego Toxica uderzając w zbocze. Później latał Hybrydą, aż w końcu po dwóch kolejnych rundach wycofał się z zawodów. Natomiast na uwagę zasługuje wyczyn Jurka Mataczyno, który po pechowym starcie spadł i nie ukończył biegu, a następnie systematycznie odrabiał straty, by z ostatniego miejsca awansować na drugą pozycję na koniec dnia! Na uwagę zasługują również dwa loty: pierwszy -Michała Skarweckiego – 48,56s i drugi Rafała Wiaderka 48,06s. To były jedyne i bardzo efektowne loty poniżej 50 sekund w trakcie dotychczasowych zmagań.
Kończymy po 17. Jutro spotykamy się na Górze Szybowcowej w Jeżowie Sudeckim. Już teraz wszyscy zawodnicy są zadowoleni, że Mistrzostwa Polski przebiegają tak sprawnie, a ilość rund każdemu daje szansę na polatanie. Dziś kilku zawodników opuszcza nasze grono. Wręczam więc pamiątkowe dyplomy i praktyczne upominki. Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze na Pucharze Karkonoszy.
Bogusław
[galleryview id=286 w=600 h=400]
Mistrzostwa Polski F3F 2014 – dzień 1 Mistrzostwa Polski F3F 2014 – dzień 3
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.