Kiedy rano wyjrzałem przez okno wiedziałem, że dziś będzie dobry dzień do latania. Nie wiedziałem jednak, że w Jeżowie Sudeckim odbędzie się całkiem fajne spotkanie modelarskie.
Przez okno obserwowałem, jak chmury przelewają się nad główną granią Karkonoszy. Wiatr był naprawdę silny, bo po kilku sekundach baranki obłoków znikały z mojego pola widzenia. Kiedy zajrzałem na prognozę dla Jeżowa, no cóż – nie zachęcała, ale teraźniejszość była znacznie lepsza od prognoz. Stacja podawała 8,5 m/s, a na Śnieżce 54 km/h – fajowsko. Na Górę Szybowcową dotarłem po jedenastej. O dziwo byłem sam, w wiatr smagał moje ubranie dość bezlitośnie. Spokojnie łożyłem model za hangarem i przetransportowałem wszystkie graty na południowe zbocze. Wiało trochę ze wschodu, więc na pewno będzie turbiło. Trza się mieć na baczności. Kiedy jednak rzuciłem Toxica nie było wcale tragicznie.
Model żwawo przemierzał południowy stok naszej góry. Bywały momenty, że zapalał, ale żeby nie było za pięknie lewy zakręt bardzo lubiło „dogiąć” do ziemi. Po 10 minutach musiałem sobie zrobić przerwę. Po wylądowaniu wziąłem nożyce i zacząłem przycinać wyrastające tu i ówdzie głogi. Po chwili ciachania znów 10 minut lotu, i znów odpoczynek. W takim cyklu latałem chyba z 1,5 godziny, aż dołączył do mnie Rafał. Zbocze już było ogolone z odrostów, więc lataliśmy na zmianę. Kiedy wiatr obracał się bardziej na południe robiło się naprawdę fajnie. Bez turbulencji i różnych innych sensacji lata się naprawdę świetnie. Potem dołączył do nas Karol. Karol przyjechał do nas na tydzień ze swoim Stingiem, a ponieważ zmienił radio, to model trzeba było ustawić od nowa. Jego stary JR „zatkał się” na amen.
Lataliśmy więc we trzech. Było bardzo fajnie. Przed hangarem Piotrek próbował ujarzmić sterowany latawiec, ale wiatr był tak silny, że musiał mu pomagać ojciec. Jakby nie patrzeć szarpało do 12 metrów. Po chwili pojawili się też chłopaki z autkami. Ich offroad’owe spalinówki nieźle kosiły trawę na lądowisku, aż miło było popatrzeć na te fikołki i sprinty. Gdy tak już sobie myślałem, że nic się nie zmieni przyjechał Kamil. Ma szczęście, bo wiatr zaczął już przygasać o odwracać się do wschodu. Nie było już tak fajnie, jak z rana, ale latać się dało. Było naprawdę fajnie. Wypiwszy ostatni kubek kawo-herbaty przed 16 zacząłem się pakować. Za chwilę i tak słońce zajdzie. Chłopaki jeszcze latają i wykorzystują ostatnie minuty kończącej się niedzieli. Miejmy nadzieję, że jeszcze polatamy w tym tygodniu. Przecież mamy długi weekend.
Bogusław
[galleryview id=290]
2 komentarze do “Pewnej listopadowej niedzieli”
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.
Widziałem Kamil że jak podjechałem na chwile obczajić kto lata na Górze Szybowcowej ,to twój lot był dosyć fajny i wybaczam ci te twarde lądowanie jak na takiego doświadczonego pilota RC z 1kg ołowiu 🙂 szacun kolego…. tylko nastepnym razem jak bedziemy latać steropianem na innym miejscu to weż ze sobą jakiś model !!! a nie tylko obserwator…….
Dało się całkiem ładnie polatać mimo ze odchyłka chwilami psuła zabawę i trzeba było dobrze się namęczyć by przewieźć kilogram ołowiu który miałem na pokładzie , by za dosłownie chwilę wystrzelić model na sporą wysokość i rozpędzić do takiej prędkości by wydawał miły dla ucha świst .