Już poprzedniego dnia wiedzieliśmy, że w sobotę zacznie wiać. Każdy, kto mógł ładował baterie i polerował skrzydła. Na Śnieżce stacja meteo podaje 90 km/h.
Kiedy w nocy kilka razy budził mnie alarm pobliskiej straży pożarnej wiedziałem, że chłopaki mają ciężką noc. Wyjeżdżali w sumie 4 razy do pożarów i powalonych drzew. Nie pamiętam, żeby wcześniej mieli tak pracowitą noc. Nawet jak Xavery śmigał nad Europą w naszej remizie był spokój. Dziś jednak wiatr był bardzo porywisty.
Po ciężko przespanej nocy wstałem koło 9. Po śniadaniu otrzymałem pierwsze SMS od kolegów informujące mnie, jakie to świetne warunki są na naszej głównej górze do latania. Zresztą nie mówię, że o tym nie wiedziałem. Dziś jednak przedpołudnie należy do moich dzieci. Jedziemy na dawno zaplanowane warsztaty i będziemy robić dla siebie gry planszowe. Ale po południu jedziemy na górę, Ja uzbrojony w modele, a dzieci w latawce. Dzięki mojej małżonce udało się pogodzić wszystkie interesy: warsztaty, latawce, odwiedziny i jeszcze inne sprawy. Dziękuję ci żonusiu.
Kiedy lataliśmy Bóg zerkał łaskawie na nasze Cieplice
Tak więc po pierwszej docieramy na Górę Szybowcową. Wiatr szarpie do 20 m/s. Na górze jest Kamil z Łomnicy, Karol z Warszawy , Jurek z Wrocławia i teraz jeszcze Bogusław z Karpacza. Iście międzymiastowe towarzystwo. Na pierwszy rzut idą oczywiście latawce, bo dzieci mają pierwszeństwo. Kiedy ja przygotowuję Toxica moja żona rozkłada latawce i próbuje je z dziećmi ulotnić. Po chwili idę do nich i widzę, jak latawce miotają się za hangarem w silnych turbulencjach. Moja żona chciała w ten sposób uchronić dzieci przed silnym, porywistym wiatrem. Po krótkim tłumaczeniu, że za hangarem się nie da i lepiej jest na otwartej przestrzeni wychodzimy z dziećmi na lądowisko i nasze latawce wystrzeliwują w górę jak szalone. Furczał tak głośno, że czasami nie słychać było, co się mówi. Kiedy przychodzi poryw wiatru latawiec podrywa na chwilę Janisia do góry, a ten krzyczy z radochy jak opętany. Jest super. Łucja też nie odpuszcza. Dwa latawce prują niego w ze świstem pomieszanym z furkotem.
Po tej zabawie z dziećmi idę polatać Toxikiem. Chłopaki mówią, że było o wiele lepiej niż teraz, ponieważ wiatr czasami obraca się do wschodu i na całym zboczu chodzą turbulencje, a czym oni się już przekonali. W Toxicu są 4 laski od Ascota i 5 tabletek. Razem 1600 gramów do dźwigania. Jednak wiatr jest tak silny, że na modelu nie robi to żadnego wrażenia. Po wyrzucie wystrzeliwuje w górę jak z procy. No to pięknie. Już dawno nie latałem z takim ciężarem, a mimo to model szarpany jest przez turbulencje. Niesamowite. Po ośmiu minutach ląduję prawie pod nogami. Emocje są duże. Czas na chwilę przerwy.
Jurek pokazał nam, jak ladować z pełnym balastem „bez przytupu”.
Kiedy reszta chłopaków lata ja dokładam balast. Warunki są takie, że nie będzie problemem utrzymanie się z takim ciężarem. Teraz model waży około 4300g. To najcięższy model, jakim latałem. Jednak tak jak poprzednio, kiedy przychodzi moja kolej do startu model wystrzeliwuje w górę jak korek od szampana. Radocha po pachy, choć zdarzają się trudne momenty. Trzy razy w lewym zakręcie model dogięło mi do ziemi. Było naprawdę blisko, aż podkreśliłem te chwile znaczącym „Oj!” wywrzeszczanym na cały głos. Jak się później okazało każdy miał takie emocje zapewnione w ramach „bonusu”. Jurek nawet skosił trawę statecznikiem szorując po matce ziemi…
Było super. Choć w tak licznym gronie długo czekało się na swoją kolejkę, to warto było czekać. Nie pamiętam żeby tak wiało w tym roku na Jeżowie, no może jak byłem z dziećmi na obozie strażackim w Czechach, ale wtedy dowiewało do 15 metrów. Dziś było mocniej. Było, bo po szesnastej niebo szybko szarzeje i zaczynamy się powoli zbierać. Pierwszy stadko opuścił Karol, potem ja zacząłem się pakować do wora. Kiedy Jurek odjeżdżał do Wrocławia, ja pakowałem się do auta, a w powietrzu pozostał już tylko Kamil. Z resztą na pożegnanie odgryzł mi się za moje słowa mówiąc: „Dzięki, że tak późno przyjechałeś…” No cóż. On polatał, a ja spędziłem niezapomniane chwile ze swoimi dziećmi. Może jutro jeszcze coś wyjdzie, zobaczymy.
Bogusław
[galleryview id=291]
7 komentarzy do “A na Śnieżce 90 km/h”
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.
Szybka nie szybka a wielu zrobiło tam swoje życiówki do dzisiaj nie pobite, łącznie ze mną 😉
Grunau Baby – zbocze tak 'szybkie’ że sam raz na tego typu szybowce 😉 Już się nie dziwie że akurat tam je tam budowali.
Poza tym było całkiem miło i zabawnie sie latało.
Zdecydowanie za słabo wiało w prawdzie udało mi się polatać respectem załadowanym do pełna ale zdecydowanie 4500 to było za dużo na ten wiaterek . Jedno co jest pewne do lądowania trzeba było mieć żyro w ręce albo w modelu bo pralka była potężna i jeden amatorski ruch drążka i można było zapakować części do wora … Pewien niedosyt stanowi brak kilku kolegów ale jak to zwykle bywa każdy ma swoje własne plany nie koniecznie związane z F3F .
„Zdecydowanie za słabo wiało…[ciach]” Oj tam, oj tam, marudzisz…
cos mam wrażenie, że jakby mocniej wiało wcale lepiej by sie nie latało 😉
Wszystko zależy od kierunku, z którego wiałoby „mocniej”.
Zbocze trudne ale jedne z wolniejszych na jakich latalem 😉