maj 052013
 

Na dziś ICM zapowiadał w Jeżowie Sudeckim „wiatr z N, możliwy deszcz, deszcz, możliwe burze, burza z piorunami” im takie tam bzdety.  Pogoda jednak się nie dała i zafundowała nam relaksowe warunki – południe 1 do 2 metrów plus terma!

Choć zapowiedzi były takie jak wyżej, postanowiłem wybrać się na jakąś górkę pomachać drągami. Wyciągnąłem też z domu Karola, który na długi weekend przyjechał też do nas z Warszawy.  Zgadałem się też z Marcinem, który już umawiał się z Jarkiem, naszym nowym kolegą. Wszyscy spotkaliśmy się na Srebrnej.

Pogoda była niejasna, pochmurno, czasami chłodno. Ja, obawiając się deszczu zabrałem nawet ze sobą kapotę, ale wszystko na nic. Z minuty na minutę pogoda robiła się coraz piękniejsza, aż w końcu słońce przebiło się przez wysokie chmury i raziło w nas ostrymi wiosennym promieniami. Ja przyjechałem na górkę pierwszy. Przygotowałem sobie moją Tangę i P-40, tak na wszelki wypadek. Zaraz potem przyjechał Karol i razem weszliśmy na górę.

Kiedy przygotowywałem się to lotu przyszedł Marcin z Jarkiem. Jarek jest świeżym „adeptem” latania. Marcin pomógł mu przezbroić owianą złą sławą Sky Lady w nowe wyposażenie. Trzeba przyznać, że po przezbrojeniu w trzy fazy modelik lata i nadaje się do nauki latania w sam raz. Najpierw Marcin wykonał oblot, a potem przekazał stery Jarkowi, który pierwszy raz pilotował prawdziwy model. Marcin nie „odpuszcza” też swoim synom, którzy pod jego bacznym okiem stawiają pierwsze modelarskie kroki.


Jarek podczas swojego pierwszego lotu

Potem przyszedł czas na Tangę. Korzystając z chwili przerwy w lotach Jarka, oraz z mocniejszego powiewu wrzuciłem moją zieloną żabkę w bezkresny ocean przestworzy, bez nadziei na dłuższy spacer. Polatałem jednak troszeczkę do momentu, gdy przechodząca termika kompletnie zgasiła wiaterek i musiałem usiąść. Po mnie do lotu wystartował Marcin. Jego Fling delikatnie, lecz stanowczo muskał termikę, zawieszając się na najmniejszym bąblu powietrza. Swoją szansę dostał też jego RWD-5, który latał, jak nic już nie latało.

Nawet Karola nie zostawiliśmy samemu sobie. Ponieważ jego Sting leżakuje w Warszawie postanowiłem wylaszować Karola na mojej P-40. Choć pierwszy start zakończył się kapotażem, Karol lata w innym „mode”, to kolejne loty przebiegły już bez problemu. Mogę śmiało powiedzieć, że Karol poradzi sobie z każdym radiem bez pudła!

Czas biegł nieubłaganie aż trzeba było wracać spod chmur do codziennego życia i około 16 wszyscy zwróciliśmy do swoich domów. Dzięki Karolu za odwiedziny! Prosimy częściej o nas pamiętać 🙂

Bogusław

[galleryview id=148]

  4 komentarze do “Srebrny relaks”

  1. Ja chciałbym też polatać. Z kim się skontaktować w sprawie treningu i zakupu sprzętu.Mam trochę doświadczenia w lataniu dużymi, ale to chyba nie to samo.

  2. Dziękuję za prezent. Strzał w 10.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.