Dziś wybrałem się na krótki rekonesans do Jeżowa Sudeckiego. Nie było zbyt dużo czasu, więc najlepszy warun już się skończył, ale to co zobaczyłem i tak bardzo mnie zaskoczyło.
Na Górę Szybowcową dotarłem wtedy kiedy Kamil i Rafał, wylatawszy cały zapas południowego wiatru, pakowali swoje manatki. Darek przyjechał niedługo przede mną i też w zasadzie nie miał już na czym latać. Kiedy chłopaki pojechali do domu, my postanowiliśmy wbić się po drodze na zachodni grzbiet. Ale tam stała zaparkowana znajoma Renówka. A to oznaczało, że gdzieś w pobliżu czaił się Karol. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że Karol przyjechał z naprawionym wreszcie Stingiem. Karolowi dzielnie towarzyszyła mama.
Były to jego pierwsze loty po odrodzeniu. Ostatni raz Karol latał moją P-40 jakieś 2 miesiące temu, a szybowcem to jakieś 18 miesięcy! To przerwana tyle długa, aby wyjść nieco z wprawy. Karol jednak bez najmniejszych oporów wystartował i szybko przypominał sobie zatarte nawyki. Sting latał jeszcze niezdarnie, ale trochę czasu w powietrzu sprawi, że będzie chodził jak trzeba. Była to dla nas wszystkich bardzo fajna chwila. Potem i my wzbiliśmy się w powietrze. Darek swoim Stingerem, a ja Ascotem. Nie było jakiejś rewelacji, ale każdy z nas trochę się powoził.
Szkoda, że nie mogliśmy przyjechać, jak dmuchało z południa…
Bogusław
[galleryview id=167]
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.