Już od wczoraj wiedziałem, że ten dzień może był udany. Prognoza zmieniła się dosłownie w ostatniej chwili. Szkoda, bo koledzy z Polski mogliby poznać nasze superaśne miejsce do latania.
Do wyjazdu szykowałem się od wczesnego rana. Oczywiście trzeba było zjeść niedzielne, wspólne śniadanie, na które przygotowałem pyszne lane kluseczki. Po śniadaniu nastąpił ceremoniał pakowania modeli do auta oraz konsultacje telefoniczne z kolegami. Zanim jednak ktokolwiek odebrał ode mnie telefon minęła jedenasta. Jadę, pomyślałem, nie będę czekał, po czym pożegnałem się z rodziną, wskoczyłem do samochodu i w drogę.
Z ustaleń telefonicznych wynikało, że Rafał ustawił się z Marcinem na Górę Szybowcową, Jurek dopiero się przebudził, a Kamil jak zwykle się ociągał. Zadzwoń jak będziesz na górze. Pojechałem jeszcze w jedno miejsce i po 12 zameldowałem się u podnóża góry. Wiało 6 metrów, może więcej. Zadzwoniłem do Kamila, żeby się streszczał i zacząłem wchodzić na górę. Muszę przyznać, że dziś droga była wyjątkowo długa. Nawet ja, który szybko i bez przerw podchodzi w na stok w Niedamirowie musiałem zrobić po drodze kilka przerw. Ot taki dzień jakiś.
Jest chłodno. Temperatura sięga 13°C, ale wiatr powoduje, że odczuwam 7-8 stopni. Póki idę jest o.k., ale wystarczy na moment stanąć, żeby chłód zajrzał do moich kieszeni. Znowu ruszam, zadyszka, postój, chłód, ruszam, zadyszka, postój, chłód i tak w kółko. Stawałem chyba z sześć razy, jak nigdy wcześniej. Cóż, może starzeje się… Gdy docieram na szczyt dzwoni Kamil. W słuchawce słychać szum opon i powietrza rozdzieranego przez samochód. Kalim wyruszył więc z domu i za godzinę, będzie na górze.
Tanga, moja pierwsza wyścigówka
Składam Tangę, dwie laski do środka. Sprawdzam radio i heja w powietrze. Powiem tyle: czysta ekstaza… Na krawędzi wiatr waha się między 3 a 6 m/s, ale wystarczy polecieć stronę naszej „windy”, by poczuć moc dzisiejszego wiatru. Po zrobieniu dwóch okrążeń model jest na tyle wysoko, że można dać nura i egzaltować się odgłosami wydawanymi przez szybowiec. Do wachlarza dzięków należy zaliczyć gwizd, świst, piszczenie, szemranie i jakbyście tego jeszcze nie nazwali własnymi słowami. Wiecie o co chodzi. Już dawno nie latałem tak Tangą. Idzie jak po sznurku, nie kołysze się i nie zaciska. Po prostu podręcznikowe, stałe, niezmienne, warunki powodują zupełny brak niespodzianek. Jestem rozhahany, ale muszę wylądować po zaledwie sześciu minutach…
Kurcze, jak zimno! Uzbrajam się w ciuchy: cieki polar, gruby polar, bezrękawnik puchowy, kurteczka jesienna i wiatrówka na wierzchu. Niezła cebulka, co? ale dopiero po ubraniu rękawiczek zakończyłem zabezpieczanie się od zimna. Teraz wiatr nie przeszywa mnie do szpiku kości i mogę dłużnej wystawiać się na zimno. Startuję i szybko powracam do poprzedniego zajęcia, czyli rozkoszowania się odgłosami wydawanymi przez Tangę. Jest super.
Kiedy tak pełen frajdy pocinam nad zimnymi łąkami Bramy Lubawskiej, a konkretnie Lasockiego Grzbietu widzę katem oka, jak pod górę człapie Kamil. Jeszcze częściej niż ja robi postoje, by „podziwiać ” widoki. W zasadzie to jeden widok, bo po zatrzymaniu beznamiętnie patrzy w trawę 🙂 Po dłuuuugiej chwili dociera na platformę startową. Sapie jak Lord Vader, ale ja nie byłem dziś dużo lepszy. Niemniej jednak zabiera się za składanie modelu i zazdrośnie patrzy, jak moja Tanga gwiżdże w te i nazad. Kiedy jest gotowy ląduję już nie tak precyzyjnie, jak na początku. Dwie godziny na zimnie robią swoje i chętnie schowam się za krzakami, żeby odetchnąć od wiatru.
Wyrzucam Kamilowego Respecta, ale mimo wagi nie jest to trudne. Wystarczy lekko pchnąć model do przodu i załatwione. Teraz z kolei Kamil zaczyna doznawać tego samego uczucia, co ja. Co chwila wydaje z siebie okrzyki nad lotem swojego modelu. Respect wydaje piękny dźwięk, lecąc tuż nad ziemią to tak, jakby w powietrzu leciały organki. Bajka. Teraz rozkoszujemy się Respectem zasuwającym jak trzeba. Robię zdjęcia Kamilowi i nawet nie patrzę na wizjer. Później okaże się, że powinienem. Niestety kontrola ustawień aparatu w przypadku Nikona musi być częsta, gdyż niezmiernie łatwo przypadkowo zmienić tryb pracy aparatu. Zdjęcia wyszły więc ciemne, z dużym ziarnem, po prostu okropne, za co bardzo przepraszam.
Kiedy Kamil zmarzł ląduje, a ja szykuję się do lotu. Tym razem składam Ascota, cztery laski do środka i w powietrze. Jest fajnie, ale nie tak fajnie, jak 2 godziny wcześniej. Mimo, że modele nadal wzbijają się z balastem bez żadnego problemu do góry, to modele wyraźnie zwalniają na zakrętach. Dźwięk wydawany czy to przez Ascota, czy to przez Respecta ma coraz niższą tonację. No cóż, czas robi swoje. Słońce już za naszymi plecami. Niemniej jednak nadal lata się świetnie. Raz ja, raz Kamil, po 10 minut na zmianę.
Przed 17 warunki nadal są na tyle dobre, że wrzucam się, kiedy jeszcze Respect Kamila nad Niedamirowem robi górkę. Miejsca jest bardzo dużo. Bez problemu jeden model lata na krawędzi, kiedy drugi robi wysokość. Komfort tej sytuacji polega na tym ,że wysokość robi się dosłownie w 2 minuty i już można lecieć ze świstem w dół. Kiedy Kamil odchodzi do „windy”, jak pikuję jak drapieżne zwierzę. Po chwili ja odlatuję na przedpole i Kamil zaczyna speeda. Bajeczne latanie. Jest naprawdę super, ale po 17 oboje jesteśmy już zmarznięci. Lądujemy już nie tak ładnie jak na początku tego dnia. Ręce nam zesztywniały niestety, jednak modele nie doznają żadnego uszczerbku. Zresztą na tym lądowisku trudno naprawdę źle wylądować.
Po kilkunastu minutach zaczynamy schodzić na dół. Emocje jeszcze w nas grają. Nawet żałujemy, że musiałem odwołać Puchar Karkonoszy. Ech, gdyby dziś była sobota…
Bogusław
[galleryview id=207]
A tak latała moja Tanga sfilmowana przez Kamila
i Respect sfilmowany przeze mnie
5 komentarzy do “Szaleńczy Niedamirów”
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.
super, nagle znalazł się Mietków,Niedamirów,a góra szybowcowa w Jeżowie poszła już w odstawkę ?,a może jeszcze Śnieżne Kotły,co ?.,pięknie,pięknie,rozwijacie się,szkoda ,że tylko jest Was tak mało.
Brawo chłopaki. My z Marcinem również polataliśmy w Jeżowie. Z braku czasu nie mogłem pozwolić sobie na wyskok do was. Niedamirów to kawał solidnej góry. No i rodzinne strony mojej połówki 😉 Chciałbym, abyśmy właśnie tam rozegrali zawody.
Andrzej dzięki za pozdrowienia, również pozdrawiam ekipę znad morza i w imieniu Teamu JG zapraszamy was za 1,5 tygodnia 🙂
To była Świetna niedziela rekompensatą człapania na górę w 200% było latanie w tych warunkach . Mimo że dość zimno i po 10 minutach ręce przymarzały na tyle do drągów że trzeba było wylądować zanim ich sztywność zrobi psikusa przy lądowaniu i zaryje się modelem z pełnym impetem. Tego dnia zastanawiałem się gdzie pojechać , jednak stwierdzam że wybór był świetny , bo doregulowałem Respecta i sprawdziłem jego możliwości . Nie chcę pisać zbyt wiele bo część uzna to za kryptoreklamę a innych może to mocno zniechęcić do przyjazdu na naszą imprezę . Powiem tyle zadowolił moje wymagania w 120% 😉
Boguś, gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył 😉 Prognozy były na prawdę nieciekawe, więc decyzja była trudna ale wydaje mi się, że słuszna, a że Wam udało się polatać, to tylko należy się cieszyć – i na pewno jesteście zadowoleni z Kamilem z udanej niedzieli. Początkowa złość „kurcze, znowu trzeba kombinować z urlopem” ustąpiła, gdy do głosu doszedł rozsądek. Urlop już przesunięty i czekamy na kolejny termin 🙂
Pozdrawiam wszystkich kolegów,
Andrzej
Dzięki Andrzeju za te słowa z dwóch powodów. 1. gdybym nie zmienił terminu nikt z Was by nie przyjechał patrząc na prognozy. 2. Nawet gdyby był komplet, to w niedzielę do 12 oblatalibyśmy może 2 kolejki, góra 3… Kto by przyjechał wtedy na następne nasze zawody? Chyba nikt. Mam nadzieję, że za 2 tygodnie warunki będą wystarczające na rozegranie zawodów w zdrowych warunkach…