W sobotę 29 marca miał mieć miejsce Puchar Wrocławia, który organizowany był przez Aeroklub Wrocławski. Prognozy nie były optymistyczne, ale nikt nie przypuszczał, że połączeniu z kierunkiem i ukształtowaniem terenu będzie aż tak źle.
Miejsce zbiórki ustalono na zboczu w Rusku. Kiedy tam dojechałem organizatorzy byli już na miejscu. Samochody miały pozostać u podnóża góry, tak więc wszystkie graty wnosiłem na piechotę. Trochę się zgrzałem, kiedy w połowie drogi ujrzałem zaparkowane auta. Cóż, organizatorzy mieli pozwolenie. Biorę głęboki oddech i idę dalej. Po dłuższej chwili wraz ze swoim tatą docieram na szczyt.
Flauta… nic nie wieje. Ma zacząć wiać po południu. Tymczasem na miejsce docierają kolejny rzadcy u nas goście – Michał Skarwecki, Leszek Durczak, Wiesław Bandoła, przybyli też zawodnicy z Czech Richard Kohl i Jiří Souček. Nie zmienia to faktu, że czekamy i gadamy. Atmosfera i humory dopisują. około 12 nareszcie pojawia się katering. Wkrótce wszyscy konsumujemy smaczne kiełbaski serwowane wprost ze skwierczącego grilla – dziękujemy.
W trakcie posiłku, a w zasadzie przez cały czas, jak jesteśmy na górce, co rusz ktoś próbuje wzbić się w powietrze. Najczęściej lot kończy się po kilku zakrętach. Pecha miał Rysiek, którego Tanga nie zdołała przelecieć nad brzozowym gajem porastającym podnóże góry. Na szczęście uszkodzenia nie były duże. Jakiś czas później przez pół godziny szukał swojego Ceresa po lądowaniu w wysokiej trawie. I tym razem model udało się odnaleźć. Wiesław latał swoim rzutkiem, który po naprawie w ogóle nie słuchał się pilota. Po drobnej korekcie środka ciężkości pilot i rzutek doszli do porozumienia.
Michał ze swoim nowym Toxikiem
Dla mnie mega wydarzeniem tego dnia był pierwszy start z holu. Kiedy tak czekaliśmy na wiatr Michał przytaszczył na górę swoją wyciągarkę. Po pierwszym strzale w kolejkę od razu ustawił się Rafał. Michał poinstruował go odnośnie wstępnego ustawienia modelu i lotu na holu i na hak. Rafał startuje bez problemu. Po chwili pikuje i wykonuje po nurkowaniu trzy zakręty tuż przed nami. Po drugim starcie na holu ogłasza, że kupuje wyciągarkę. Razem z Michałem próbują nakłonić mnie do startu z holu. Ociągam się i pytam, jakie jest ryzyko. Wtedy Michał spokojnie odpowiada – No wiesz Boguś, jak coś pójdzie nie tak, to potrzebne będą grabki… Ale co tam. Daje się namówić i po chwili Michał mota spadochronik na haku mojej Tangi. No to uważaj – krótko wydaje polecenia. Wybierz, wyprostuj, klapy, rozpędź, strzał, ciągnij, ciągnij i już. To był mój pierwszy start z holu – dziękuję Ci Michale. Po drugiej probie słyszę, że Jurek woła wszystkich na odprawę. Pomagam jeszcze zwinąć wyciągarkę Michałowi i udaję się w stronę startu.
Loty zaczynamy bardzo późno. Jeszcze pierwsze loty kończą się zerami i w zasadzie jestem pierwszy, który obleciał rundę. Czas powala 128s, ale nie zero. Warunki jednak poprawiają się i dalej zawodnicy mają łatwiej. W drugiej kolejce poprawiam się na 111 sekund, co nie poprawia mojego humoru. Niemal wszyscy mają lepsze czasy. Pod koniec kolejki wiatr słabnie i zaczynają się poprawki. Ostatecznie po 20 minutach loty zostają przerwane, gdyż nie ma szans na rozegranie zawodów.
To już niemal wszystko, składamy się i wracamy do domu rozczarowani. Może następnym razem będzie lepiej. Może na Ranie będzie wiało. Dziękujemy zawodnikom za przybycie, paniom za pyszne kiełbaski, a sędziom za wytrwałość.
Bogusław
[galleryview id=258]
Jeden komentarz do “Puchar Wrocławia o mało co…”
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.
Zapowiadało się przyzwoicie ale z godziny na godzinę szanse malały a wiatr robił się coraz słabszy . Szkoda bo nie często jest okazja polatać F3F w takim towarzystwie tym bardziej międzynarodowym …