Kiedy szykowałem się do wyjazdu w Polsce kilka dni wcześniej padał śnieg i było bardzo zimno. Myślałem, że pożałuję tej wycieczki, ale jakże się myliłem. Przed nami Raná Open 2015.
Dzień przed…
Do Louny przyjechaliśmy wieczorem. Ja jechałem w towarzystwie Kamila, a oprócz nas przyjechali jeszcze Andrzej, Jurek i Paweł. Po zameldowaniu się hotelu i rozgoszczeniu się w pokojach spotkaliśmy się w hotelowej restauracji, by pogadać i przywitać się z innymi pilotami z Austrii, Niemiec i Francji. Było wesoło, do późnych godzin wieczornych rozmawialiśmy i naszych oczekiwaniach i wspominaliśmy poprzednie zawody. W końcu trzeba było iść spać.
Poranek – dzień pierwszy
Wstajemy dość wcześnie. Pogoda jest przepiękna, zgoła inna od tej którą spodziewałem się zastać. Piękne, prawie bezchmurne, ale i bezwietrzne niebo zaskakiwało swoim błękitem. O 7 idziemy na śniadanie. Po nocy jakoś nie mam apetytu i głowa jakoś nie teges. Na szczęście od obsługi zostałem poratowany dziwnymi kroplami, które choć ohydne w smaku pozwoliły mi jakoś funkcjonować w dalszej części dnia. Zresztą podobnie czół się Paweł, choć z zupełnie innego powodu. Na szczęście udało się nam rozwiązać ten problem.
Jurek, Andrzej, Bogusław i Paweł przed wejściem na Ranę
Po śniadaniu pakujemy się do auta i jedziemy do Sklenika, Gdzie ma się odbyć ceremonia otwarcia zawodów. O 9 zbieramy się na odprawie i po krótkim przywitaniu zawodników przez Filipa Kalenskiego i pana Tomasa Bartovskiego dowiadujemy się o warunkach na górze. Niestety warunki są słabe, może w późniejszym czasie się poprawią, nie mnie czekamy z decyzją do południa. W tym czasie można sobie polatać, z czego skwapliwie korzystają niektórzy piloci. Vaclav demonstruje swoje nowe modele Sonet i Sonix, również w locie, a ponieważ warunki są słabe, a Vaclav lubi wyzwania co jakiś czas jego córki udają się na daleką wyprawę po model na przedpole lub … na pobliskie drzewa i krzewy. Vašek przetestował chyba wszystkie :).
Po drugiej odprawie zapada decyzja, że idziemy na górę. Organizator, i my wszyscy mamy nadzieję, że uda się rozegrać choć jedną rundę. Jednak po wejściu na górę mój zapał słabnie. Wiatr niewiele przekracza dolną granicę i jeśli jest termika, to warunki są super. Z wielkimi nadziejami rozpoczynamy pierwszą rundę, jednak warunki okazują się trudne. Wiatr często zmienia kierunek w prawo i wtedy wieje prawie wzdłuż stoku, a modele tracą wysokość w oczach. Po kilku zawodnikach kolejka została zatrzymana, czekamy na poprawę warunków, bo te do równych na pewno nie należą. Po trzydziestu minutach kolejkę anulowano, więc czekamy na wiatr. W między czasie kto chce może spróbować swoich sił w termice. Niestety warunki nie poprawiają się i zapada decyzja i powrocie.
Wracamy nieusatysfakcjonowani, i trochę zmęczeni. Nasze twarze spalone zdradliwym, mglistym słońcem świecą na czerwono i pieką. To pierwsza nauczka z tych zawodów – krem z filtrem to podstawa. Wieczorem zasiadamy do posiłku razem z Moniką i Sylvainem. W zasadzie wszyscy cieszymy się, że anulowano tę rundę, a najbardziej to chyba Kamil, który w tych warunkach nie zrobił nawet horyzontu!
Po kolacji Sylvain proponuje nam spacer po mieście. Idziemy więc razem podziwiać zabudowę miasta i przypadkiem, albo nie lądujemy w knajpce z meksykańskim jadłem. Dają tam wspaniałą lemoniadę. Tam też kontynuujemy nasze pogaduchy. W bardzo dobrych nastrojach wracamy do hotelu. Trzeba przecież być przygotowanym na jutrzejszy dzień. Widguru podaje, że po południu wiatr się wzmocni i da się polatać – zobaczymy. Do jutra jeszcze kilka godzin…
Bogusław
[galleryview id=299]
Dziękuję Sylvainowi, który udostępnił nam swoje zdjęcia. Są one dodane do galerii.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.