Dziś jedziemy na zbiornik elektrowni wodnej w Żarnowiec. Wiatr nie ma być jakiś szałowy, ale Gniewino potrafi zaskoczyć. Zobaczymy, jak będzie dzisiaj. Drugi dzień Pucharu Wiosny F3F zaczął się.
Już przy śniadaniu wiemy, że latać będziemy na zbiorniku. Jajecznica i kiełbaska wyjątkowo dobrze smakują, a jak się uwzględni jeszcze towarzystwo, to już zupełny odlot. Po posiłku część pilotów tych, którzy znają drogę wyrusza nie czekając na odprawę. Będziemy jechać około godziny. Jest o wiele bliżej niż wczoraj, ale i droga jest jakaś prostsza.
Prognozy są słabe. Wiatr graniczny z SW, który ma się obracać na zachód dodatkowo utrudni dziś zawody. Organizatorzy są jednak przebiegli i rozstawiają bazy w dwóch miejscach. Od razu planują przeniesienie w trakcie dnia. Po rozłożeniu się na zbiorniku następuje odprawa, w której dowiadujemy się o organizacji lotów. Dziś zaczyna Piotrek Sulimowski.
Wiatr nie pozwala rozwinąć skrzydeł. Przeciętne czasy to ponad 60 sekund. Radek Plch z Republiki Czeskiej dostałe termikę i na razie tylko on wybił się ponad przeciętną lecąc 56 sek. Reszta 60-70, a nawet 80. Ja lecę 71 sekund z kawałkiem i chyba nie byłem w stanie zrobić nic więcej w tych warunkach. Za to po 5 minut po mnie startuje Filip Kalenský. Ma doskonałe warunki, leci cały czas w termice i uzyskuje doskonały czas 52,11 sek! Już słyszymy komentarze, że Filip wszystkich nas załatwił. Kiedy na starcie pojawiają się pierwsze numery z listy startowej wiatr zaczyna szybko obracać się i organizator decyduje się przerwać rundę i przenieść starty na sąsiednie zbocze. Trochę szkoda, że nie próbowano dograć tej kolejki do końca w tym miejscu, myślę, że można było spróbować. Tych kilku zawodników ma wiele szczęścia, bo czasy „powalały” na kolana.
Po zmianie miejsca startu warunki do lotów poprawiają się
Przenosiny zajęły ponad godzinę, w czasie której wiatr zmieniał kierunek na zachodni. Kiedy rozpoczęliśmy starty okazało się, że niektórzy zawodnicy są niezadowoleni z tego, że konkurenci podchodzą na miejsce startu w trakcie lotu na czas innego zawodnika. To nie pozwoliło im wykorzystać optymalnej trajektorii lotu, więc znów mamy przerwę. Protesty te zostały uwzględnione i po zmianie organizacji startu wznowiono rozgrywanie tej rundy od 2 grupy. Po kilku zawodnikach znów mamy przerwę. Tym razem przeszkodą jest wiatr. Zawodnicy sygnalizują, że w miejscu startu nie ma regulaminowych warunków. Przerwy i nerwy przeciągają się. W międzyczasie wiatr minął kierunek zachodni i obraca się dalej do północy. Więc po kilku zawodnikach znów mamy przenosiny, tym razem na północno zachodni brzeg zbiornika. Przestawienie bramek znów zajmuje około godziny. Po przeniesieniu baz i ustaleniu nowej organizacji lotów znów ruszają loty. Tym razem już bez przeszkód i protestów.
Wiatr zaczyna się powoli wzmagać, więc zawodnicy są zadowoleni. Po zakończeniu 7 rundy, która została podzielona na grupy wszyscy zgodnie stwierdzają, że lepiej było nie być w pierwszej grupie. Wszyscy, oprócz Radka i Filipa, którzy naprawdę zdystansowali resztę pilotów w tej grupie. W drugiej zaś walka była bardziej wyrównana. Rundę wygrali Filip i Vladimir Simo ze Słowacji, który również wykonał bardzo dobry lot na 56 sek. Prawie cała czołówka tej rundy to zawodnicy z drugiej grupy. Cóż taki los.
Kwiaty rzepaku świetnie ktrastowały ze Stingerem Andrzeja
W drugiej rundzie wiatr jest nieco mocniejszy, osiąga 5, czasami 6 metrów na sekundę. W tej rundzie warunki są wyrównanie i dużo zależy od umiejętności pilotów. Przeciętny czas to ponad 60 sekund, tylko nielicznym udaje się zejść poniżej 60-tki. Ja lecę zaraz po Helge. Jest świetnym niemieckim pilotem i uzyskuje najlepszy do tej pory czas 51,52 sek. Cały lot w termice! Jak tylko odchodzi do lądowania Leszek wyrzuca mojego Respecta. Rozpędzanie przebiega bez przeszkód i za bazą model ma naprawdę dużego speeda i do tego wysokość. Kiedy rozpoczynam bieg czuję, że model ciągnie jak nic, Pierwszy nawrót drugi, Respect mija mnie ze świstem miłym dla ucha, tnie jak nic. Po czwartym nawrocie popełniam fatalny błąd. Chcąc obniżyć nieco trajektorię, oddaję lekko drążek i wtedy nagły podmuch wiatru kieruje model ku matce ziemi. Podciągam na maksa, ale jest za późno. Zdążyłem tylko wyrównać skrzydła i krzyknąć „Oj”, kiedy model znikną za porastającymi zbocze w Gniewinie równo przyciętymi krzewami. Teraz dało się słyszeć wyraźne i głośne „trzszu” i cisza…
Kiedy podszedłem do modelu miałem nogi jak z waty, ale okazało się, że ja byłem bardziej rozbity, niż model. Najbardziej ucierpiała spojka statecznika, która nie wytrzymała przeciążenia i pękła, skrzydła i kadłub zostały „złapane” przez wysoką w miarę trawę tuż przed krzakami. Miałem bardzo dużo szczęścia. Kiedy wracałem z modelem do chłopaków Jurek powiedział mi, że szedłem na 50… Cóż, latanie w F3F to też gra błędów, kto ich mniej popełni ten wygrywa.
Do Mechelinek wracam smutny. Co prawda tragedii nie ma, ale w głowie cały czas kołacze stracona szansa na dobry wynik. Dziś wieczorem jest bankiet. Razem z moim tatą idziemy na kolację, ale wciąż nie mogę się otrząsnąć z tego, co wydarzyło się na zbiorniku. Nie chcąc psuć innym humoru szybko zmywam się z imprezy. Cieszę się, że wszyscy świetnie się tam bawili do późna. Może jutro będzie lepiej.
Bogusław
[galleryview id=306]
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.