Na zawody na pograniczu Francji i Włoch, na przełęczy Col De Tende wyruszyliśmy we czterech. Jurek, Jacek, ja i oczywiście nasza perełka Antek. W drodze spędziliśmy cały dzień. 1450km bez dłuższych postoi, z przerwami na tankowanie auta i inne niezbędne potrzeby zajęło nam bite 17 godzin.
Droga
Droga przez Niemcy, Austrię, Szwajcarię do Włoch obfitowała w przepiękne i różnorodne krajobrazy w całkowicie odmiennej aurze. Przed wjazdem do tunelu łączącego Szwajcarię i Włoch zaczął padać śnieg! Na miejscu czekał na nas niewielki apartament z dwoma pokojami, łazienką i aneksem kuchennym, Nie taki wypas jak w Danii, ale ujdzie i trzy dni przeżyjemy bez większego problemu. Po szybkim zakwaterowaniu od razu położyliśmy się spać. Po takiej drodze sen w wygodnych łóżkach był dla nas wszystkich prawdziwą nagrodą.
Następny dzień
Dziś planujemy zapoznać się ze zboczem. Od samego rana, tj. od 8 Jurek nadrabia zaległości w pracy klepiąc niemiłosiernie w klawiaturę komputera. My spokojnie stajemy, myjemy się i szykujemy do śniadania. Potem powoli pakujemy się do wyjścia. Nie ma się co spieszyć, na Col De Tende z rana nie wieje, tak twierdzi Juras, więc wszyscy czekamy, choć dusza ciągnie nas na górę. Pogoda prześliczna, słońce świeci niemiłosiernie ostro, a widzialność jest doskonała. Otaczające nas góry robią na nas olbrzymie wrażenie, choć dla Jurka wydają się zwyczajne. W którąkolwiek stronę spojrzymy, to automatycznie sięgamy po aparaty fotograficzne, co jeden widok to ładniejszy.
Po objedzie ruszamy na górę. Droga wiedzie serpentynami i od naszego obiektu noclegowego „Borgo Fantino” do przełęczy w linii prostej jest zaledwie 4,4 kilometra, ale pokonanie tej odległości zajmuje nam przeszło 30 minut. Wjeżdżamy do Fortu Centralnego, ruin obiektu wojskowego wybudowanego przez francuzów w latach 1877-1880. Pod przełęczą wydrążono 2 tunele: drogowy (1372 m) oddany w 1882 i kolejowy (8099 m) – oddany 8 lat później.
Czterech muszkieterów. Ups… Czwarty robi zdjęcie…
Po krótkim zwiedzaniu poszliśmy przywitać się z obecnymi na zboczu już organizatorem – Allanem Cohenem i pozostałymi pilotami. Niestety warunki nie pozwoliły na latanie szybowcami. Wiatr, który nieoczekiwanie zmieniał kierunek z północnego na południowy i odwrotnie stwarzał niebezpieczne warunki do latania, o czym przekonali się Miro i Tomas. Po kilku godzinach oczekiwania na wiatr, około godziny 18 poczuliśmy silniejsze jego podmuchy, jednakże razem z wiatrem na przełęczy pojawił się deszcz, a kilkanaście minut później również chmury, co zmusiło nas do odwrotu bez wyciągania modeli z pokrowców.
Dzień kończymy w naszym hoteliku z nadzieją, że jurto wiatr pojawi się wcześniej i na pewno polatamy. To się dopiero okaże, bo tutaj wiatr jest nieprzewidywalny.
Bogusław
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest niemożliwe.